Żyję z uzależnieniem mojego dziecka już ładnych parę lat. Przez ten czas wiele się nauczyłam i czasem nawet wydaje mi się, że oswoiłam problem, że wiem o co chodzi i mam „temat intelektualnie rozpracowany”. Ale przychodzą takie okresy, niezależnie od tego, czy coś się dzieje, czy właśnie panuje cisza (teraz dzieje się…), że żadna edukacja, żadne dociekliwe studiowanie, nie zdejmują ze mnie … cierpienia. I mimo, że mam już dużo lat, że właściwie radzę sobie z rzeczywistością, znów jestem małą, przerażoną dziewczynką, albo jedyne czego pragnę, to położyć się i przestać istnieć. Postanowiłam się tego nie wstydzić, bo wiem, że Wy – rodzice i bliscy uzależnionych też możecie takie stany przeżywać, więc pewnie właśnie trzeba o tym otwarcie mówić. Ja dziś próbuję zrzucić z siebie jakiś cholerny ciężar, który, od parunastu dni odbiera mi możliwość zaczerpnięcia oddechu. Ugotowałam rosół – mój pierwszy w życiu rosół zgodny z rytuałem i tradycją. Jest lepiej. A teraz zostawiam Was z Lorel...
TWO STEPS AHEAD...