No, to wbiję trochę kij w mrowisko… Wprawdzie ożywiona dyskusja – czy marihuana jest cudownym lekiem, który jakieś złośliwe gnomy postanowiły uczynić nielegalnym, zapewne dla przetrzebienia ludzkości i zajęcia jej habitatu, czy też trucizną, która wybije w pień wszystkie nasze niewinne dziatki – jakoś ostatnio ucichła, ale jako osoba pracująca na co dzień z młodzieżą i, chcąc nie chcąc, ocierająca się o jej poglądy, często wspinam się na szczyty zaskoczenia, jak mało ta młodzież wie, a jak bardzo oręduje za legalizacją. Jeśli chodzi o marihuanę medyczną, nie będę tu zajmowała stanowiska, bo nie jestem medykiem. Wprawdzie jakiś czas temu popełniłam artykuł o medycznej marihuanie i w trakcie długotrwałego studiowania różnych mądrych pism medycznych z całego świata, doszłam do przekonania, że, i owszem – cannabis może być doskonałym środkiem pomocniczym w leczeniu kilku chorób, a w kilku innych może łagodzić objawy, no ale, niestety zioło jeszcze nikogo z niczego trwale nie wyleczy...
TWO STEPS AHEAD...