Przejdź do głównej zawartości

Istotny przykład: THC (Część II)

Przetłumaczyłam dla Was drugi podrozdział książki „Nigdy dość" Judith Grisel.
Myślę, że warto go uważnie przeczytać, bo zręcznie wyjaśnia mechanizm działania THC na mózg.

W trzeciej części znajdziecie omówienie skutków nadużywania marihuany. Dla mnie ta książka jest lepsza od jakichkolwiek akcji prewencyjnych, bo wyjaśnia wszystko z naukowego punktu widzenia i nigdzie nie znajdziecie zdania: „Nie pal!”


Never Enough: The Neuroscience And Experience Of Addiction, Judith Grisel, 2019

Co w tej trawie takiego wyjątkowego?

Jeśli przyjąć, że alkohol to farmaceutyczny młot kowalski, a kokaina to laser (czym naprawdę są), marihuana jest puszką czerwonej farby. Dzieje się tak przynajmniej z dwu powodów. Pierwszym z nich jest jej znany efekt podkreślania atrybutów bodźców środowiska: muzyka jest niesamowita, jedzenie pyszne, żarty zabawne, kolory bogate, i tak dalej. Po drugie, efekty działania nie są ani precyzyjne, ani charakterystyczne, ale powszechne i modulacyjne. To jak dwudziestolitrowe wiadro z czterocalowym pędzlem dodającym koloru wszelkim efektom procesów neuronowych. Przeciwnie do, na przykład, kokainy która działa na stosunkowo niewielkie obszary mózgu, THC (delta-9-tetrahydrokannabinol), aktywny składnik marihuany, oddziałuje w całym mózgu, a w niektórych rejonach na każde pojedyncze połączenie (których są tryliony). Szeroki zasięg tego narkotyku był zaskoczeniem dla badaczy , kiedy został zauważony we wczesnych latach 90 XX wieku. W tamtym czasie byłam na studiach i wiadomość ta była przełomowa – w podobny sposób, jak wieści o zastrzeleniu Kennedy’ego, czy ataku na bliźniacze wieże sprawiły, że niektórzy pamiętają, gdzie wtedy byli i co robili – ja pamiętam dokładnie okoliczności w których został sklonowany receptor THC. Receptor to odrobina białka, znajdująca się na powierzchni komórki, która po aktywowaniu przez narkotyk, czy neuroprzekaźnik, wyzwala jego działanie. Bez białkowego receptora narkotyk byłby kompletnie obojętny, ale interakcja THC z odpowiednim receptorem, przynajmniej w moim przypadku, sprawiała że życie stawało się znośne.

Niewykluczone, że pierwszy raz, kiedy paliłam zioło, był chwilą najbardziej nieskazitelnej zabawy w całym moim życiu. Śmiałam się, aż bolała mnie twarz i boki; wszystko było absolutnie komiczne, ale jednak warte głębokiego namysłu – co może być lepsze? Koleżanka zabrała jointa starszemu bratu i wypaliłyśmy go koło opuszczonego domu po drodze do centrum handlowego. Na początku nic nie poczułam, ale jakieś dwadzieścia minut później, co idealnie zbiegło się z wejściem do sklepów, obie jednocześnie byłyśmy naprawdę na haju! Teraz wiem, że opóźnienie jest spowodowane obecnością gąbczastych białek wiążących, pływających we krwi, które przyciągają cząsteczki THC jak magnes; substancja nie może wpłynąć na mózg dopóty, dopóki te białka nie są w pełni nasączone. Kiedy już wszystkie miejsca wiązania są zajęte, THC może wreszcie zostać dostarczone do mózgu. Słyszałam, że istnieją ludzie nie odczuwający żadnych efektów po wypaleniu marihuany i choć to jest teoretycznie możliwe, wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne. Chyba raczej potrzebują wypalić więcej.

Oczywiście, ewolucja nie wyposażyła nas w taką maszynerię do produkcji skomplikowanych receptorów białkowych i nie wydatkowała tyle energii żeby rozmieścić je w całym mózgu, tylko na wypadek gdyby ktoś zaoferował nam fajkę. Tak więc, wydaje się że wszechobecny efekt THC na mózg doprowadził naukowców do poszukiwań endogennego przekaźnika, który jest naśladowany przez THC. Ale szukanie przekaźnika to jak szukanie znajomego, kiedy nie wiemy w jakiej dzielnicy, mieście, czy stanie mieszka. Receptory, tak jak domy są łatwiejsze do znalezienia, bo są większe i mniej ruchome.

Dlatego najpierw musieliśmy zlokalizować receptor. Żeby to zrobić, naukowcy oznaczyli cząsteczki THC radioaktywnym znacznikiem i wstrzyknęli je szczurowi. Po czasie wystarczającym do rozprowadzenia narkotyku, szczur został humanitarnie uśmiercony, a cieniutkie plasterki jego tkanki mózgowej zostały umieszczone na szkiełkach mikroskopowych i dokładnie wypłukane, tak że pozostało na nich tylko THC związane z receptorem, a cząstki narkotyku w postaci niezwiązanej, czyli wolne zostały usunięte. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że THC wpływało na receptory w całym mózgu – nie tylko w korze mózgowej, która jest strukturą odpowiedzialną za przetwarzanie informacji, różnych typów myślenia i świadomości, ale także na wiele głębszych struktur podkorowych mających związek z emocjami i motywacją. Były pewne różnice w gęstości receptorów, i pewne obszary wykazujące mniej miejsc interakcji, ale pozostałe były dosłownie nieprzejrzyste na skutek działania THC [1].

To było prawdopodobnie pierwsze odkrycie (z wielu kolejnych) pokazujące unikalny charakter układu endokannabinoidowego (endokannabinoidowy oznacza endogenny układ związany z marihuaną). Gdybyśmy wykonali taki sam eksperyment z radioaktywnie znaczoną kokainą, znaleźlibyśmy znacznie mniej miejsc, w które wpasowałby się narkotyk i te miejsca byłyby rzadziej rozmieszczone. Nawet układ opioidowy, który jest niezwykle bogaty i złożony (działają na niego narkotyki takie jak heroina, morfina, czy OxyContin), nie jest ani w części tak gęsto i szeroko rozmieszczony, jak ścieżki endokannabinoidowe.

Ja i moi koledzy z laboratorium, myśleliśmy, że musiał nastąpić jakiś błąd w oznaczaniu. Jak to możliwe, żeby receptory tego narkotyku były na całej powierzchni mózgu i w dodatku, w dosłownie każdej strukturze podkorowej? A co ważniejsze – jaki jest naturalny związek podobny do THC i jaką pełni funkcję?

Badania wciąż trwają i są coraz bardziej ekscytujące ponieważ dziedzina jest stosunkowo nowa, ale teraz już wiemy, że te wstępne wyniki były prawidłowe: THC moduluje aktywność w ogromnej ilości synaps, w prawie każdej strukturze mózgu. Jego podstawowy receptor w mózgu nazywa się CB1 (receptor kannabinoidowy 1). Powszechne i gęste rozmieszczenie receptorów CB1 ma poważne konsekwencje. Zamiast wywoływania konkretnych efektów – tak jak w przypadku dopaminy, która jest między innymi, odpowiedzialna za przekazywanie wiadomości i stymulowanie ruchu – jakiekolwiek aktywowanie CB1, może mieć skutki ogólne poprzez wpływanie na neurotransmisję w całym mózgu. Zanim jednak mogliśmy tego dowieść, musieliśmy dowiedzieć się nieco więcej o układzie endokannabinoidowym.

Pierwszy naturalny związek chemiczny znaleziony w mózgu, który aktywuje receptor CB1 został nazwany anandamidem. To sanskryckie słowo oznaczające “rozkosz”. Drugim podstawowym endokannabinoidem jest 2-AG (albo 2-arachidoilglicerol). Przekaźniki kannabinoidowe i ich transmisja w mózgu są w jednej kwestii nietypowe. Klasyczne neuroprzekaźniki są przechowywane w pęcherzykach (błoniastych woreczkach) i uwalniane w końcowym odcinku komórek nerwowych (neuronów), gdzie rozprzestrzeniają się w małej szczelinie zwanej synapsą i oddziałują z receptorami w sąsiedniej komórce. Anandamid i 2-AG działają przeciwnie – komunikują się w odwrotnym kierunku, rozprzestrzeniając się w synapsie „pod prąd”, przekazując informację od komórki odbiorcy do komórki nadawcy. Kiedy już osiągną cel- receptory CB1 na powierzchni pierwszej komórki - zaczynają działanie, zmieniając relację sygnał-szum tak, że w efekcie, wiadomość przekazana w tej synapsie przez klasyczne neuroprzekaźniki wydaje się bardziej istotna.

Wpływ endokannabioidów jest wciąż uważnie badany. Szczegóły są, delikatnie mówiąc, skomplikowane, ale moje rozumienie literatury naukowej jest takie, że anandamid i 2-AG działają jako rodzaj wykrzyknika w komunikacji neuralnej, wskazując że jakakolwiek informacja, która jest w tej chwili rozprzestrzeniana w synapsie, jest ważna.

Co to całe wewnątrzkomórkowe „w tę i we w tę“ ma wspólnego z naszym doświadczeniem? W połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, szczególnie na takich przedmieściach, na jakich ja mieszkałam, centra handlowe były nieomal jedynymi miejscami, w których dzieci mogły znaleźć nieco swobody. Byłyśmy tam z moją koleżanką wiele razy. Jestem więc pewna, że nasze wszechogarniające uczucie zachwytu i radości, nie miało nic wspólnego z całkiem przewidywalnym otoczeniem. Niemniej, miejsce to naprawdę wydawało się takie cudowne! Dźwięki i widoki były niesamowicie pobudzające: przyziemne sklepy zamieniły się w fascynujące place zabaw, a zapachy z restauracji były zaskakująco kuszące. W pewnym momencie, nagle wygłodniałe, wpadłyśmy do pizzerii i zjadłam wtedy niewątpliwie najlepszy kawałek pizzy w całym moim życiu. Był przepyszny! Wszystko było o niebo lepsze niż zwykle.

Wydaje się, że anandamid i podobne związki ewoluowały wraz z receptorem CB1 aby modulować normalną aktywność, wzmacniając ważne przekazy w układzie nerwowym. Normalna aktywność mózgu, jak już wcześniej wspomniałam, pośredniczy we wszystkich naszych przeżyciach, myślach, zachowaniach i emocjach. System endokannabinoidowy pomaga uporządkować te doświadczenia, wskazując które z nich są najbardziej znaczące i istotne. Układ ten aktywuje się w naturalny sposób żeby rozróżnić sygnał, mogący potencjalnie przyczynić się do osiągnięcia zadowolenia – na przykład, dobre źródło pożywienia, prawdopodobnego partnera, a także inne znaczące powiązania, informacje i bodźce. Anandamid i 2-AG, a także ich receptory znajdują się w całym mózgu ponieważ taki sygnał może być przenoszony wieloma ścieżkami neuronowymi, zależnie od natury bodźca. Dla przykładu – powiedzmy, że pewnego dnia, trochę bez celu przechadzasz się po swojej okolicy, kiedy, nieoczekiwanie, zaczynasz podążać trasą, która w rezultacie, doprowadza cię do czegoś dobrego. Miliony neuronów jest zaangażowanych w to odkrycie – te, które przetwarzają przekaz z twoich zmysłów, stymulują ruch, zapisują wspomnienia i myśli łączące tą dobrą rzecz z twoimi planami i te służące komunikacji z innymi ludźmi. Wszystkie one uwalniają kannabinoidy żeby wzmocnić natężenie informacji, pomagając tym samym odróżnić ją od innych wspomnień pochodzących z pozostałych części dnia, kiedy interakcja ze środowiskiem nie była aż tak szczególna.

To powinno ułatwić zrozumienie, czemu bodźce, z którymi stykamy się, kiedy jesteśmy upaleni, są tak niezwykle intensywne. Widoki, dźwięki, smaki i myśli, które w innym przypadku byłyby najwyżej przeciętne, przyjmują niezwykłe cechy. Na wczesnym etapie mojego romansu z ziołem pamiętam, kiedy stwierdziłam, że Rice-A-Roni (rodzaj gorącego kubka z ryżem i przyprawami – przypis tłumacza) jest tak absolutnie przepyszne, że nie wyobrażałam sobie, jak może tak po prostu stać na półkach w spożywczym. Dziś muszę wędrować z plecakiem przez co najmniej tydzień, żeby wydawało mi się przynajmniej jadalne. Wtedy jednak, moje synapsy nastrojone na odbieranie sygnału: “ważne” mówiły: “to jedzenie jest wyjątkowe, muzyka niebiańska, pomysły oszałamiające”. Cóż za cudowna uczta, zwłaszcza dla kogoś kto nie cierpi monotonii!

Niestety, istnieje ciemna strona całego tego neuronalnego podkręcenia. Jeśli wszystko jest zaznaczone jako znaczące, wtedy nic się naprawdę nie wyróżnia. Jaki może być pożytek z podlewania, jeśli pola są zalane? Brak kontrastu uszkadza maszynę sortującą, która pomaga nam zrozumieć nasze środowisko, oddzielając rzeczy istotne od nieistotnych. Kiedy jest niesprawna, brak rozróżnienia utrudnia przypomnienie sobie cudownej wyjątkowości tamtych doświadczeń.

Drugi szkopuł jest taki, że w rzadkich momentach, kiedy nie byłam na haju, ledwo potrafiłam udawać zainteresowanie czymkolwiek. Świat pod wpływem zioła wydawał się o wiele bardziej fascynujący, niż bez niego. Pewnego pięknego, słonecznego dnia jechałam drogą I-95 na południe, kiedy na chwilę straciłam przyczepność i joint, którego paliłam wyleciał przez okno. To był ledwo zaczęty grubiutki spliff i nie myślałam długo, zanim zjechałam z jezdni. Przeszukiwałam pobocze, mając naprzeciw siebie sześć pasów pędzących samochodów. Teraz wydaje mi się to trochę zwariowane, ale w tamtym czasie byłam zdeterminowana. Kiedy zgubiłam pierścionek zaręczynowy babci, mniej mnie to obeszło. Rzecz jasna, znalazłam lolka.



[1] Miles Herkenham et al., “Cannabinoid Receptor Localization in Brain,” Proceedings of the National Academy of Sciences 87, no. 5 (1990).



Ciąg dalszy nastąpi...

(tłumaczenie za zgodą wydawnictwa - Ewa Karolczak-Wawrzała)

Komentarze