Przejdź do głównej zawartości

Czemu tak trudno jest nie ulegać uzależnionemu członkowi rodziny?



Zadawałam sobie takie pytanie wielokrotnie. Rozumując racjonalnie – co powiedzielibyście rodzicowi, którego dorosłe dziecko zachowuje się tak toksycznie i nieobliczalnie, że matka śpi z portfelem pod poduszką, że sypialnia rodziców przypomina zamykaną twierdzę, bo boją się, że syn/córka zrobi im krzywdę? Czy dopuścilibyście, żeby Wasze dziecko produkowało w domu narkotyki? Czy uważacie, że jest to dopuszczalne, że zupełnie dorosły człowiek jest utrzymywany przez rodziców, okazując im w zamian całkowity brak zwyczajnej, ludzkiej życzliwości? Moje odpowiedzi są jednoznaczne – nie, nie jest to do zaakceptowania i to, co zapewne przyszłoby mi na myśl, to: Czemu oni, do cholery, nie powiedzą temu dziecku, że może żyć jak chce, ale nie z nimi? Czemu nie postawią jasnej granicy, że w ich domu to oni dyktują warunki? Na zdrowy rozum, patrząc z boku to wydaje się dość oczywiste.

Czemu jednak w rodzinach osób uzależnionych tak trudno jest spojrzeć na sytuację w taki, stosunkowo prosty sposób?

Moim zdaniem, na problem składa się wiele czynników. Już sama semantyka słowa współuzależnienie wskazuje, że jest to: stan uzależnienia od osoby uzależnionej, ale nie chciałabym bawić się w tym blogu w diagnozę, co jest współuzależnieniem, a co nim nie jest.
Dostrzegam tu kilka aspektów społeczno-obyczajowych.

  1. Jesteśmy wychowywani w kulcie matki Polki. Rodzice, a zwłaszcza matki, w społecznym stereotypie, mają zrobić dla swojego dziecka wszystko, co może być potrzebne, by to dziecko osiągnęło szczęście i dobrobyt. Łączy się to często z:
  2. Szczególnym kultem poświęcenia, rozumianego jako stawianie potrzeb dziecka ponad potrzeby rodziców. Czy znacie takie przypadki, kiedy okazuje się, że rodzicami młodego człowieka, który opływa w gadżety i wszelkie markowe, kosztowne przedmioty, są zagonieni, zaniedbani ludzie, którzy wyraźnie z trudem wiążą koniec z końcem?
    Tu drobna dygresja – jeden z moich studentów, bystry i dobrze radzący sobie z nauką człowiek, powiedział mi któregoś dnia, że na jego deklarację, że chce iść na Uniwersytet, jego rodzice stwierdzili, że oczywiście, popierają jego decyzję, ale musi w takiej sytuacji iść do pracy, bo ich nie stać, żeby utrzymać go w innym mieście. I słysząc to, w pierwszym odruchu poczułam niesmak wobec tych ludzi: „Jak to? Dziecko chce się uczyć, a oni mówią mu, że musi wziąć odpowiedzialność za swoje utrzymanie?!” Potem dopiero przyszła refleksja: „A czemu właściwie nie? Skoro uważają, że ich nie stać, to takie jest racjonalne wyjście. Kropka!”.
  3. Twoje dziecko świadczy o Tobie. Wiele razy słyszałam w dzieciństwie takie zdanie. Skoro zgadzamy się z tym cytatem, to uzależnione dziecko świadczy o nas jak najgorzej. Nic więc dziwnego, że nie podejmujemy zdecydowanych działań, one czasem są dla otoczenia drastyczne. W zamian, zamiatamy problem pod dywan i staramy się utrzymać status quo.
  4. Hołdujemy powszechnemu przekonaniu, że wszystkie problemy można rozwiązać miłością i dobrocią. I to jest prawda! Rzecz w tym, że często opacznie rozumiemy, co jest aktem miłości wobec osoby uzależnionej, a co nadopiekuńczością. Sama pamiętam, jak na początku historii uzależnienia mojego syna, wydawało mi się, że przecież jeżeli ugotuję mu coś, co lubi, jeśli pogadam z nim w ciepły sposób, jeżeli kupię mu wymarzony gadżet, to przecież wszystko wróci do normy. To było błędne myślenie. Obiad zjadł, ciepła rozmowa przekształciła się w karczemną awanturę, a ukochany gadżet powędrował za parę dni do lombardu.
  5. Jeżeli wypuszczę uzależnione dziecko spod moich skrzydeł, z pewnością coś mu się stanie. Tak, może się stać, może mu się coś stać także pod Twoimi skrzydłami. Człowiek uzależniony, w ogóle jest w grupie zwiększonego ryzyka i może łatwiej stać się ofiarą, a także sprawcą wielu tragicznych w skutkach wypadków. I Twoje skrzydła, najprawdopodobniej, nie uchronią go. Nie wiem, czy to pocieszające, ale mój syn przez wiele lat życia „na krawędzi” nie odniósł poważniejszego uszczerbku na zdrowiu, a z mojego punktu widzenia, bardzo się o to starał.

Tyle ode mnie. Zapraszam do tekstu, w którym znajdziecie nieco inne spojrzenie na to, dlaczego tak trudno jest zrezygnować z „umożliwiania” (ang. enabling) w przypadku uzależnienia bliskiego.


9 powodów, dla których tak trudno jest zaprzestać umożliwiania

Wyobraź sobie, że z zawiązanymi oczami przemierzasz pustynię, usiłując unikać kłujących igieł kaktusów i parzących piasków i nie wiesz, gdzie skręcić. Miłość do kogoś, kto jest uzależniony od narkotyków, czy alkoholu to bardzo podobne uczucie. Nie wiesz, dokąd idziesz, każdy zakręt wydaje się błędny, wściekle pali i boli – i wydaje się, że nie ma dobrego wyjścia.

W odpowiedzi na ból, chaos i bezład, wielu współmałżonków, partnerów i członków rodzin przyjmuje zestaw zachowań, które mają pomóc przetrwać. Te zachowania biorą się z intensywnych, bolesnych emocji w połączeniu z impulsywnymi odpowiedziami na uzależnienie.

Kiedy pojawia się uzależnienie, towarzyszy mu poczucie konieczności pilnego rozwiązania problemu, dla rodziny „rozwiązanie” oznacza uczynienie wszystkiego, co możliwe, żeby uniknąć bólu. „Wszystko, co możliwe” zwykle okazuje się zachowaniami ratowniczymi – które powszechnie nazywane są umożliwianiem (ang: enabling).

Mimo, że zwykle jesteśmy świadomi, że umożliwianie jest niebezpieczne, a nawet może być śmiertelne, jednak nie jest łatwo po prostu odwrócić się i odejść. Umożliwianie jest złożonym zjawiskiem i istnieje kilka powodów, dla których jest tak trudne do zaprzestania:

1. Czujemy się odpowiedzialni.

Czy czujesz się winny?
Rodziny często popadają we wzorce zachowań umożliwiających, ponieważ czują się odpowiedzialne za to, że ich bliski jest uzależniony.

„Gdybym tylko była lepszą żoną?”
”Nie sprawdziłam się jako rodzic.”
”Mogłam to zatrzymać.”

Mimo tych pytań i niepewności, wiedz, że to NIE Ty spowodowałeś uzależnienie. Jednakże, jeśli będziesz umożliwiać trwanie tego uzależnienia, ono się nie skończy. W tej chwili Twój bliski naprawdę ma wybór: trwać w aktywnym uzależnieniu, czy zaangażować się w aktywne zdrowienie.

2. Nie chcemy ranić go/jej mówiąc „nie”.

Zwykle przyznaję, że jestem osobą starającą się przypodobać innym – nie lubię sprawiać zawodu ludziom, nawet jeśli oznacza to zrobienie dla kogoś więcej, niż naprawdę dla mnie wygodne. Bycie takim człowiekiem może często oznaczać, że łatwo mi się będzie przeistoczyć w osobę współuzależnioną, która konsekwentnie stawia potrzeby innych przed swoimi własnymi.

Istnieje różnica między byciem miłym człowiekiem, a byciem miłym człowiekiem w relacji współuzależnieniowej. Jeśli czujesz się jakbyś się zatracał – zapewne w jakimś sensie tak właśnie jest. Mówiąc „tak”, kiedy tak naprawdę myślisz „nie”, poddajesz się uzależnieniu, gubisz swoje granice i to, co czyni że jesteś sobą.

3. Chcemy być tymi, którzy polegną w boju albo ocalą dzień.

Czy jesteś naturalnym opiekunem? Czy masz umiejętność pocieszania, wspierania i dbania o tych, którzy są wokół Ciebie? Opiekuńczość jest wspaniałą cechą – ale, z drugiej strony, pomoc innym ludziom może stać się uzależnieniem.

Poświęcanie się wciąż bez oznak uznania, czy wdzięczności nie jest zdrowe. Podczas, gdy miłość czasem wymaga od nas zainwestowania czasu i energii w pielęgnowanie ukochanego w cierpieniu, inwestycja taka nie może pochłaniać 100% naszego czasu. Miłość to droga dwukierunkowa – nie bezlitosne pasmo poświęceń.

4. A co, jeśli jemu/jej coś się stanie?

Dzień za dniem, noc za nocą taka myśl pojawia się nieustannie w Twoim umyśle:
„A co jeśli…”

Od tak dawna czułeś się odpowiedzialny za jego/jej picie, ćpanie, za jej/jego czyny pod wpływem narkotyków, czy alkoholu, za jego/jej lekkomyślne zachowania, za ich kłamstwa, ich niekontrolowane wybuchy. Gdyby Cię tu nie było, żeby ich kryć, poręczyć za nich, albo posprzątać ich bałagan – mogłoby się z nimi stać najgorsze. Mam rację?

Wolno Ci dawać miłość i okazywać ją, jak chcesz. Ale wiedz, jeśli by Cię tu nie było, żeby go/ją „naprawiać” – Twoja bliska osoba byłaby zmuszona przyznać się do swoich czynów i zaakceptować ich konsekwencje, co mogłoby zbliżyć ją o krok do podjęcia decyzji o zmianie i zdrowieniu.

5. Obowiązek chronienia rodziny przed wstydem z powodu uzależnienia.

Czy myśl, że ludzie dowiedzą się, że Twój bliski jest uzależniony od narkotyków, czy alkoholu jest dla Ciebie upokarzająca? Czy chcesz osłonić przed takim upokorzeniem swoje pozostałe dzieci? Ukryć uzależnienie przed współmałżonkiem, sąsiadami, czy społecznością?

Piętno uzależnienia nie tylko zamyka nam usta, ale też pozwala naszym bliskim trwać w chorobie.

6. Boimy się jego/jej złości, albo wybuchów.

Mówienie „nie” i stawianie granic zwykle nie komponuje się dobrze z kimś, kto jest w aktywnym uzależnieniu. Ktoś uzależniony od heroiny, alkoholu, czy tabletek na receptę ma widzenie tunelowe – żeby tylko zdobyć kolejnego drinka, czy kolejną działkę. Kiedy coś temu przeszkadza i blokuje ścieżkę dostępu do ulubionej substancji, często prowadzi to do wybuchów złości i konfliktu.

Jeżeli nigdy naprawdę nie nauczyłeś się jak radzić sobie z gniewem, frustracją, czy rozczarowaniem innych ludzi, może wydawać się, że najłatwiejsze jest unikanie konfliktu stąpając po kruchym lodzie. Zamiast stawiać twarde, zdrowe granice – robimy to, co może zadowolić naszego bliskiego. Nawet, kiedy oznacza to robienie czegoś, czego zrobić nie chcemy.

7. Wiemy, że on/ona jest chorym człowiekiem.

Pewnie słyszałeś: „Uzależnienie to choroba”. Twój bliski jest chory na uzależnienie i z tego właśnie powodu, chcesz go chronić i opiekować się nim. To jasne, że on o siebie nie może zadbać.

Jednakże, choroba nie daje Twojemu bliskiemu przepustki do nieakceptowanych zachowań i czynów. Podczas, gdy uzależnienie nie jest wyborem, to decyzja, żeby odrzucić pomoc i leczenie wyborem jest. Tak długo, jak długo Twój bliski odmawia prawdziwej, profesjonalnej pomocy w swojej chorobie, podejmuje decyzję, żeby nie wyzdrowieć.

8. Chcemy, żeby uzależniony nas kochał.

Jako rodzic, partner, współmałżonek, dorosłe dziecko, czy rodzeństwo, czujemy specjalną więź miłości. Niemniej, jeśli osoba jest uzależniona, nie ma znaczenia, co do niej mówimy, jakie za nią zapłacimy rachunki, czy jak bardzo jej pomożemy – dokąd nie wyzdrowieje i tak nie będzie w stanie postawić nas ponad narkotyk.

9. Mamy nadzieję, że jutro będzie inaczej.

To daleko idące życzenie, a to dlatego, że bez profesjonalnego leczenia uzależnienia jest nierealne. Widzisz, uzależnienie to choroba postępująca. Nie leczona, będzie się rozwijać. Jeżeli zignorujemy ten stan, on nie zniknie. Jeżeli będziemy unikać rozmowy o nim, nie zniknie. Jeżeli nie znajdziemy właściwego leczenia, choroba może okazać się śmiertelna.


Jeżeli dojdziesz do wniosku, że jest Ci trudno zmienić niezdrowe zachowania, to może oznaczać, że pora znaleźć pomoc dla siebie. Dla członków rodziny zaprzestanie zachowań umożliwiających może być równie trudne, jak wyjście z uzależnienia od narkotyków. Najlepsze, co możesz zrobić, to otoczyć się wsparciem i ludźmi, którzy wiedzą, co czujesz.


Brittany Meadows - oryginalny tekst

(tłumaczenie i adaptacja Ewa Karolczak-Wawrzała)

Komentarze

Prześlij komentarz