Przejdź do głównej zawartości

Krótkie historie o współuzależnieniu



Poniżej czeka na Was historia opowiedziana przez Lorelie Rozzano. Opowieść może wydawać się dość drastyczna, ale uwierzcie- takie sytuacje nie są niczym niespotykanym w rodzinach osób uzależnionych. Wydaje mi się, że w trakcie już ośmioletniego doświadczania historii rodziców, którzy przewinęli się przez grupę wsparcia, ta nie jest niczym szczególnym. Niemniej, nie mam pozwolenia na upowszechnianie osobistych tragedii rodziców, którzy w zaufaniu opowiadali o nich w czasie spotkań grupy, więc opiszę Wam sytuację, która wydarzyła się, kiedy jeszcze byłam młoda i naiwna.

Jak już wiecie – mój ojciec jest osobą uzależnioną od alkoholu. Mama rozwiodła się z nim, kiedy miałam 11 lat i, z perspektywy czasu, było to najlepsze, co mogła zrobić. Nie sprzeciwiała się jednak, moim kontaktom z ojcem, które, siłą rzeczy były sporadyczne, bo ojciec albo pił, albo żenił się po raz kolejny i, oględnie rzecz ujmując, nie byłam wysoko na liście jego priorytetów. Mniejsza z tym. Pewnego razu, miałam chyba 17 lat, ojciec, który mieszkał w innym mieście, zaprosił mnie do siebie obiecując, że będzie czekał na mnie na dworcu autobusowym.

Dojechałam, nie bez obaw, bo umawianie się z tatą było dość ryzykownym przedsięwzięciem. Rzecz jasna, nie było go w umówionym miejscu. Po godzinie czekania zdecydowałam się pojechać do dziadków, mieszkających w tej samej miejscowości. W progu przywitała mnie zapłakana babcia, absolutnie pewna, że ojciec nie żyje, a jego ciało zapewne leży w mieszkaniu jego żony, z którą właśnie się rozwodził i wyjechała sama na urlop. Pojechaliśmy tam z jakimś sprytnym wujkiem, który wyważył drzwi. Pusto. Drzwi już wyważone, więc ktoś musi zostać w mieszkaniu. No, to rzecz jasna ja.

Czekałam trzy dni, pod telefonem żeby zawiadomić dziadków, jeśli ojciec się pojawi. Przyszedł w opłakanym stanie, kompletnie pijany. Oszczędzę Wam, co działo się w nocy. Następnego dnia po raz pierwszy i ostatni w życiu widziałam człowieka w stanie delirium tremens – roztrzęsioną, spoconą kupkę lęku i nieszczęścia.

Natychmiast przyjechali jego rodzice. I w tym momencie odbył się pokaz współuzależnienia, którego w tamtym czasie nie potrafiłam jeszcze nazwać. Babcia powiedziała do mnie:

– Ewa, idź do monopolowego, kup tacie butelkę wódki, bo bardzo źle się czuje…

Ja do monopolowego po wódkę dla alkoholika? Poczułam, że coś tu jest nie tak, że jednak nie leczy się wódką zatrucia alkoholowego i … odmówiłam. Zgadnijcie, co się stało? Babcia poszła do tego sklepu sama, ojciec wypił, chyba ćwierć butelki, a ja pojechałam do domu.

Piszę Wam to nie po to, żeby Was zszokować. Moja babcia nie była złym, ani głupim człowiekiem, była po prostu współuzależniona, dziadek zresztą też. Prali mu ciuchy, żywili go, kiedy wylatywał z pracy, szukali go po knajpach, wymyślali kłamstwa, żeby go chronić. On i jego uzależnienie to był w pewnym momencie cały ich wszechświat. Byłam ich wnuczką, a tak naprawdę, nie zauważyli, że przyjechałam, mogłam się jedynie przydać do pilnowania ojca, czy jego mieszkania.

Ja wtedy wyjechałam i to był chyba ostatni raz, kiedy widziałam dziadków. Ojciec nie zawiadomił mnie ani kiedy zmarła babcia, ani kiedy odszedł dziadek…

A teraz, jeśli macie jeszcze trochę siły, inna historia.


Moi rodzice wciąż umożliwiają mojemu bratu życie w uzależnieniu. Co mogę zrobić?


Monika – imię zmienione – mówi, że jej brat Piotr – imię zmienione – jest dla niej kompletnie obcy. Ona i Piotr byli sobie bardzo bliscy, kiedy byli dziećmi, ale wszystko zmieniło się, gdy Piotr poszedł do liceum i zaczął palić marihuanę. Zamiast spędzać czas z nią, Piotr spędzał większość czasu sam, w swoim pokoju.

Kiedy Monika kończyła szkołę średnią i zaczynała studia, Piotr wyleciał ze szkoły, później nie mógł utrzymać pracy. Teraz Piotr ma 28 lat i wciąż mieszka w domu rodzinnym. Przez ostatnie 10 lat Monika wciąż zrzędzi na Piotra i na rodziców. Twierdzi, że Piotr ma za dobrze i że rodzice umożliwiają mu życie w uzależnieniu.

W przeszłości Monika pytała Piotra, czemu wykorzystuje rodziców, ale przestała. Teraz mówi: „Czemu miałby nie wykorzystywać?” Rodzice rozpostarli nad nim parasol ochronny. Ma za darmo jedzenie i korzysta z wszelkich sprzętów. Dają mu pieniądze, a nawet opłacają mu OC i rachunek za telefon. Piotr nie musi pracować. Wszystkie jego potrzeby i zachcianki są opłacane.

Monika próbowała rozmawiać z rodzicami, ale mówi, że to bez sensu. Na początku obiecali, że przestaną go hołubić i ustalą granice, ale nigdy tego nie zrobili. Teraz rodzice traktują Monikę tak, jakby to ona stanowiła problem. Mówią, że ona tego nie rozumie. Że brat jest chory i powinna okazać trochę więcej współczucia.

Monika mówi, że w tej sytuacji, czuje się, jakby była rodzicem. Jej mama robi wszystko, czego chce jej brat, a tata podąża w jej ślady. Rodzice są źli na córkę. Chcą, żeby przestała się z nimi kłócić. Twierdzą, że gdyby Piotr miał raka, nie zachowywałaby się w ten sposób.

Ale Piotr nie ma raka, a gdyby miał, Monika twierdzi, że stałaby przy nim, tak jak robi to teraz.

Monika pomaga Piotrowi konfrontując się z nim. Wierzy, że jej realistyczne podejście może go obudzić. Nie usprawiedliwia go, wierzy, że Piotr może wyzdrowieć i że jego uzależnienie jest, w gruncie rzeczy, mniejszym problemem, niż zachowanie wobec niego rodziców. Monika mówi bratu prawdę, nie to, co on chce usłyszeć. Obiecała mu, że pomoże mu w dzwonieniu do ośrodków. Nie daje mu pieniędzy, kiedy on ich chce. Ale, jak mówi, to nie ma znaczenia, jak bardzo się stara. Tak długo, jak rodzice umożliwiają mu ćpanie, Piotr nie będzie się leczył. Rodzice absolutnie się z nią nie zgadzają. Nie uważają, że ich pomoc to umożliwianie. Mówią, że tak robi każdy dobry rodzic, że to jest akt miłości i wsparcia, nie umożliwianie.

Ostatnio Monika bardzo pokłóciła się z rodzicami. Skończyło się łzami mamy i wyjściem z domu Moniki. Od tej pory nie rozmawiają ze sobą. Monika mówi, że czuje się niewidzialna. Wszystko zawsze dotyczy Piotra. Monika twierdzi, że straciła całą rodzinę z powodu uzależnienia. Nikt nie jest już tym samym człowiekiem, którym był kiedyś. Monika skarży się, że jej mama ma obsesję na punkcie brata, nie mogą już porozmawiać, żeby nie mówiła o Piotrze. Córka zastanawia się, czy jedynym sposobem na zdobycie uwagi ze strony rodziny jest uzależnienie.

Monika jest smutna, martwi się też o rodziców. Jej mama wygląda na wykończoną i schudła. Wie, że mama źle sypia, bo boi się o Piotra. Ostatnio zaczęła brać antydepresanty, ale nie powiedziała lekarzowi, dlaczego jest w depresji. Monika mówi, że uzależnienie Piotra jest wielką tajemnicą. Rodzice nie chcą, żeby wiedział o nim ktokolwiek spoza rodziny.

Monika zauważa, że tata nie ma się wiele lepiej. Odkąd Piotr choruje, ojciec rzadko bywa w domu, a kiedy w nim jest, jest bardzo cichy. Nie chce denerwować żony i syna.

Odkąd Monika przestała rozmawiać z rodzicami męczy ją poczucie winy. Martwi się, że była zbyt szorstka i zrobiła bardzo złą rzecz. Jest rozdarta. Z jednej strony, Koch rodzinę, z drugiej, nie lubi samej siebie, kiedy jest z nimi. Zdaje sobie sprawę, że walczy o kontrolę nad rodzicami i nad Piotrem.

To, czego Monika nie dostrzega – wszyscy w rodzinie ponoszą konsekwencje choroby Piotra, łącznie z Moniką.

Piotr angażuje się w ćpanie.

Mama angażuje się w Piotra.

Ojciec stąpa po kruchym lodzie starając się zachować spokój w rodzinie.

Monika stara się ich naprawić i gubi się w tym działaniu.

Rodzina wierzy, że jeśli Piotr wyzdrowieje, wszyscy już będą OK. W skrócie – ich dobre samopoczucie jest uzależnione od nastrojów i zachowania Piotra. Uczynili człowieka zaburzonego odpowiedzialnym za jakość ich życia.

Rodzice Moniki odmówili przyjęcia pomocy. Wierzą, że „pewnego dnia” Piotr się obudzi.

Gdyby rodzice Moniki przyjęli pomoc i zdecydowali się na edukację, dowiedzieliby się, że to co robią nie pomaga Piotrowi, a okalecza go. Dowiedzieliby się też, że Piotr nie jest jedyną osobą w rodzinie żyjącą w ułudzie. Ale, co może ważniejsze, dowiedzieliby się, że bez ponoszenia konsekwencji, Piotr z pewnością podda się swojej chorobie i umrze.

Mimo, że Monika przeżyła większość swojego życia w cieniu Piotra, jej przyszłość jest jasna.

Dziewczyna zgodziła się wyjść z problemem na zewnątrz i rozpocząć proces zdrowienia. Choć nie jest w stanie zmusić reszty rodziny do szukania pomocy, może na nich wpłynąć wprowadzając pozytywne zmiany w swoje życie.

Lorelie Rozzano - oryginalny tekst

(tłumaczenie i adaptacja Ewa Karolczak-Wawrzała)

Komentarze

  1. Współuzależnienie jest straszną "chorobą". Mój rodzic alkoholik już nie żyje i wydawałoby się, że to kończy problem ... niestety tak nie jest :( współuzależnienie zostaje z człowiekiem na zawsze i nawet jak już myślisz, że "poradziłeś/łaś sobie" z tym, przychodzi jakiś dzień, jesteś świadkiem jakiejś sytuacji, coś przeczytasz, coś ci się przypomni i znów musisz się "składać od nowa". AR

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że tak późno trafiłam na ten blog bo mój brat już nie żyje zgubily go narkotyki A zwłaszcza metaamfetamina tak zwany "ryż" oraz bezinteresownosc rodzicow ktorzy codziennie pijani a my jako rodzenstwo nie bylismy mu w stanie pomoc bo wszyscy mamy rodziny i nie mieszkamy w rodzinnej miejscowosci zginął tragiczne bo spalił sie w aucie którym jechał po towar brawura prędkość narkotyki to zguba

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz