Przejdź do głównej zawartości

A ja znów o komunikacji…



Mam taką refleksję – moim zdaniem większość mojego pokolenia nie była nauczona skutecznego komunikowania w przypadkach konfliktów, ani wyrażania tak zwanych, trudnych emocji, takich jak złość, czy rozczarowanie czyimś zachowaniem. Nie wiem, jak Wam, ale mnie nie było wolno złościć się na rodziców. Dorośli używali wobec swoich potomków argumentów w rodzaju: „Jak jeszcze raz to zrobisz, dostaniesz w dupę”. I, niejednokrotnie, wcielali groźbę w czyn.
Młodzi mężczyźni, wychowywani na wzorcowych samców wcześnie przyswajali receptę na męskie konflikty – trzeba dać w mordę. I trzeba być twardym. Wszak przecież „chłopaki nie płaczą”. W efekcie komunikacja sprowadziła się do prawa silniejszego i uciszenia słabszego.

Nauczyciel, w chwilach bezradności i konfliktu z krnąbrnym, nieposłusznym uczniem uciekał się do epitetu: „Matoł jesteś”. To wersja delikatna. I rodzice, i szkoła przekonywali nas, że ten silniejszy może okazywać złość, a słabszy powinien siedzieć cicho.

Wyrosło pokolenie „błędnych (błądzących) wojowników i siłaczy”. Widać to zresztą wyraźnie w naszym życiu politycznym. A że, wzorce idą z pokolenia na pokolenie, lwia część z nas nie umie komunikować się skutecznie, bez kaleczenia drugiej strony i bez ukrywania swoich emocji.

Czasem trzeba wstrząsu, takiego jak narkomania, czy inne uzależnienie w rodzinie, żeby zacząć zastanawiać się, jak pokojowo wyrazić swoje racje, nie narażając się przy okazji na wybuch agresji. Tak było w moim przypadku. Nikt nie musi mówić mi, jakie to trudne i jak często, mimo starań, wraca się do starych schematów i zaczyna rozmawiać z pozycji silnego i mądrzejszego. Warto jednak próbować.

Trochę z innej beczki – a może, zamiast uczyć młodzież rozmaitych, często przestarzałych elementów wiedzy akademickiej, zacząć poświęcać trochę czasu na trening efektywnej komunikacji i podstawy psychologii? Z mojego doświadczenia – bardziej przydałaby mi się taka wiedza w trudnych, życiowych sytuacjach, niż, na przykład znajomość długości 50 najdłuższych rzek świata, co w bólach opanowywałam na geografii.

A może się mylę?


Komunikacja w uzależnieniu
– kiedy ból mówi głośniej, niż miłość

Czy kiedykolwiek byłeś wściekły po rozmowie z uzależnionym, która nie poszła po twojej myśli?

Miałeś dobre zamiary. Planowałeś trzymać buzię na kłódkę, ale twój narkoman znalazł wyzwalacz i nagle słowa popłynęły. Zanim się zorientowałeś, byłeś w biedzie – próbując przeformułować wypowiedź i przywrócić rozmowie spokojniejszy ton. Jednak już dokonało się zniszczenie i czujesz żal, że kolejna okazja do kontaktu została zaprzepaszczona.

Kiedy kochasz uzależnionego, obie strony cierpią.

Twój bliski cierpi, choć czasem nie zawsze wiesz, czemu. W uzależnieniu dużą rolę odgrywają brak poczucia własnej wartości, sprzeczne emocje, trauma, czy choroba psychiczna, a te czynniki mogą być trudne do rozpoznania, zwłaszcza kiedy ćpanie staje się problemem numer jeden.

Ukrywasz złość, że kolejny raz zostałeś paskudnie potraktowany, zmanipulowany, pozostawiony z chaosem i bałaganem zrobionym przez narkomana. Twój lęk obraca się wokół jego pogmatwanego zachowania i jesteś wykończony ciągłymi próbami naprawiania tej sytuacji.

Co takie dwie strony mają wspólnego? Ból.

Ból sprawia, że dwie czujące go osoby oddalają się od siebie – nie dlatego, że nie zależy im na sobie – ale z powodu tarć i niepokoju pojawiającego się, kiedy usiłują się do siebie zbliżyć. Wtedy rozdrapują stare rany i to, co zostało z i tak zagmatwanej relacji, jeszcze bardziej niszczeje.

Uzależnieni mają skłonność do szukania ukojenia przez obwinianie innych za swoje nieszczęścia, żądają zmiany zachowania bez modyfikacji własnego.
Kiedy twoje szczęście zależy od czyichś zachowań, czy wyborów, stajesz się współuzależniony.

Prawda jest taka, że czasem przykre słowa brzmią dobrze; tak, chcesz go/ją zranić tak mocno, jak on/ona ciebie, ale to rzadko działa na twoją korzyść. W efekcie niesiesz na barkach poczucie winy i odpowiedzialność za twoje przykre (choćby były prawdziwe) słowa.

Zranieni ludzie ranią innych.

W chorobie uzależnienia nic nie jest normalne. Żadna ze stron nie jest w stanie kochać tej drugiej tak, jakby chciała. Przynajmniej jedna osoba potrzebuje dostosować zachowania w celu zmiany przyszłych interakcji, przy czym rzadko jest to uzależniony Czy jesteś wystarczająco silny, by być tą osobą? Czy chcesz spróbować nowego podejścia, żeby zapoczątkować inny dialog?

5 zasad lepszej interakcji:
  1. Odpuść sobie oczekiwania. Zaakceptuj to, co jest. Nie trzymaj się kurczowo nadziei, że on/ona da „się oświecić”, bo tak przekonująco mówisz, że to zmieni ich zachowania.
  2. Zachowaj swoje opinie dla siebie – chyba, że o nie poproszą.
  3. Nie bierz do siebie zniewag. To trudne, ale ich wybuchy nie są faktycznie skierowane przeciwko tobie. Oni nie wiedzą, jak inaczej wyrazić swój ból, ani przeciw czemu go skierować.
  4. Staraj się czerpać siłę do działania z twojej wartości, nie z twojego bólu. Zmień coś na lepsze w twoim życiu zamiast uzależniać swoje szczęście od ich zachowania. Kochaj siebie bardziej, żeby kochać ich lepiej.
  5. Nie zasługujesz na wrogie zachowanie. Zmień kierunek rozmowy używając takich zwrotów, jak: „Nie zamierzam o tym dyskutować, albo zmienimy temat, albo wyjdę”, czy: „Jeżeli nie zmienisz tonu, odłożę słuchawkę” – a potem zrób to, co powiedziałeś.
Możesz być mocnym przykładem, ustalając postawy i granice w waszej relacji. Pamiętaj tylko, że nie zrobisz tego idealnie, więc nie spodziewaj się, że natychmiast wszystko się zmieni.

Zachowanie twojego bliskiego może nigdy nie ulec zmianie, ale wasze przyszłe spotkania – tak. Mogą jeszcze przyjść momenty napięcia i chwile żalu, kiedy twój ból będzie mówić głośniej, niż twoje słowa. To OK. Wyciągaj z tego lekcję i próbuj znowu. Korzystając z własnego doświadczenia, zapewniam cię – będziesz mieć jeszcze wiele okazji do treningu.


Cyndee Rae Lutz - oryginalny tekst

(tłumaczenie i adaptacja Ewa Karolczak-Wawrzała)

Komentarze