Przejdź do głównej zawartości

Co było pierwsze - uzależnienie czy choroba rodziny?

Przyszło mi do głowy, że być może podchodzimy błędnie do problemu uzależnienia.
Może cofnąć się o krok i zacząć jeszcze raz?
Czemu większość czasu upieramy się, żeby traktować uzależnienie jako indywidualną chorobę, a nie chorobę rodziny?

Za każdym uzależnionym stoi członek rodziny, który gra rolę w jego uzależnieniu.
A gdybyśmy spojrzeli na uzależnienie jak na puzzle, gdzie narkoman jest tylko jednym kawałkiem? Żeby złożyć tę układankę, musimy sprawdzić, jak jej inne kawałki pasują do obrazka.

W moim domu rodzinnym wydawało się, że osobą najbardziej potrzebującą pomocy był mój tata. To on był tym zaburzonym. Przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz. Ale wygląd może być mylący.

Patrząc wstecz, mój ojciec w najmniejszym stopniu potrzebował pomocy. Z pewnością był jedyną osobą w rodzinie, która w jakikolwiek sposób mogła się bawić. Moja matka była niewyobrażalnie zestresowana. Mój ojciec robił bydło i przez długi, długi czas uchodziło mu to na sucho. To ona była jedynym powiernikiem jego sekretów. Wychowywała nas, dzieci z jego minimalną pomocą.

I byliśmy my - dzieci. Jeżeli nigdy nie byłeś dzieckiem uzależnionego rodzica, nie będziesz w stanie zrozumieć psychologicznej krzywdy, która dotyka te młode umysły. Dwoje ludzi, którzy są na tej ziemi, żeby Cię kochać i chronić to ci sami, którzy ranią Cię i niszczą.

Uzależnienie w rodzinie to jak życie na polu bitwy. Nigdy nie wiesz, kiedy wybuchnie następna bomba, ani kto zostanie ranny w tym wybuchu. Żeby przeżyć, uczysz się żyć na straży.
Kiedy żołnierze wracają z wojny, nie leczymy tylko tych, którzy odnieśli rany. Leczymy wszystkich świadków tych ran.

Czemu tak nie jest w przypadku uzależnienia?

Jako terapeuta rodzinny pracujący w ośrodku leczenia uzależnień, sugeruję członkom rodziny, żeby odwrócili oczy od osoby uzależnionej i skupili się na sobie.

Narkoman przynajmniej ma pojęcie jak jest pogmatwany. Członkowie rodziny mogą swojego pogmatwania nie dostrzegać.

Wiedziałam, że ze mną coś nie tak, potykałam się o swoje stopy. Ale nie zaświtało mi, że niezdrowe relacje w jakie wchodziłam, czy impulsywne wydawanie pieniędzy, czy kłamstwa, czy myślenie magiczne, to były znaki - że miałam poważne kłopoty.

Szczerze mówiąc, nigdy nie patrzyłam na siebie, jako na źródło problemów. Kiedy w moim życiu działo się źle, to nigdy nie była moja wina. Byłam ofiarą. Na taką wyrosłam. I to jest zdradliwe miejsce.

Jako dziecko byłam faktyczną ofiarą. Nie miałam żadnej kontroli nad kłótniami moich rodziców, ani nad piciem mojego ojca. Niezdrowe rodziny nie dyskutują ani nie przyznają się do tematów, które stanowią wyzwanie, przynajmniej nie dotykają swojej roli w tych tematach. Ponieważ nigdy nie odnosiliśmy się do tych problemów w domu, nigdy nie nauczyłam się sobie z nimi radzić. Nigdy nie znalazłam swojego własnego głosu. Kiedy sprawy miały się kiepsko uciekałam albo zamykałam się w sobie. Pozostawałam ofiarą nawet wtedy kiedy już dłużej nią nie byłam.

Kiedy nie możesz wykrzyczeć swoich uczuć, uprawiasz acting out (działanie na uczuciach innych, angielska nazwa przyjęta w polskiej psychologii. Przypis tłumacza). I to robiłam bardzo często!
Tak zachowywałam się do maja 1997 i funkcjonowałam w zaburzony sposób, kiedy to poszłam do ośrodka i nauczyłam się zdrowszych sposobów wyrażania frustracji i bólu.

Rodziny, które nie uczą się tych umiejętności, będą cały czas działać w schemacie acting out w odniesieniu do swoich emocji.
Będą pozwalać na niedopuszczalne zachowania własne i innych, tolerować je i wymyślać usprawiedliwienia.
Będą wydawać za dużo lub za mało pieniędzy, obciążać się winą i wygórowaną odpowiedzialnością za innych.
Mogą żyć po to by dawać albo by uszczęśliwiać innych.
Mogą doświadczyć wielu związków czując złość i samotność, poruszając się na paluszkach lub kłamiąc.
Mogą cierpieć na zaburzenia snu, nadciśnienie, migreny, wrzody, zmęczenie mięśni, bóle zębów, przemęczenie, depresję, choroby serca czy wylewy.

Ja sięgnęłam po alkohol i narkotyki ale nie każdy członek takiej rodziny zachowa się w ten sposób. Niektórzy zaczną się przejadać czy niedojadać, przyjmować leki (uspokajające i nasenne), inni zajmą się hazardem, zakupami, pracą, ćwiczeniami, kontrolą innych, albo będą tylko żyć - z krwawiącym sercem i w nieszczęściu.

Uzależnieni, których rodziny są gotowe pracować nad własnym programem zdrowienia mają dużo większą szansę na długotrwałe zdrowie, niż tacy, których rodziny nie decydują się na pracę.

Następnym razem, kiedy skierujesz oskarżycielsko palec na uzależnionego, pamiętaj - trzy takie palce kierują się ku Tobie.

Lorelie Rozzano
Tłumaczenie i adaptacja Ewa Karolczak-Wawrzała

Komentarze