Przejdź do głównej zawartości

Czy twarda miłość rzeczywiście działa?

Doświadczanie bliskiej relacji z człowiekiem zmagającym się z uzależnieniem jest traumatyczne. Dewastujące efekty, jakie choroba wywiera na rodziny mogą powodować długotrwałe blizny fizyczne, emocjonalne, a także w sferze relacji. Wszyscy bliscy są pod wpływem urazu. Rodzeństwo, które nie jest uzależnione może czuć się zaniedbywane. Rodzice nie przestają myśleć o zdrowych dzieciach świadomie. To dzieje się z czasem. Kiedy osoba uzależniona staje się coraz bardziej chora, a w domu panuje coraz większy chaos, rodziny uciekają się do rozwiązań kryzysowych. Aby zachować względny spokój, dostosowują swoje potrzeby do uzależnionego i mogą pogodzić się z obraźliwymi, a także innymi, niezdrowymi zachowaniami. Jak mówi stare powiedzenie:
Szczęśliwy ćpun to taki, któremu wolno
(w oryginale: a happy addict is an enabled one. Język polski, o ile mi wiadomo nie ma analogicznego powiedzenia. – przyp. tłumacza).

Produktem ubocznym niezdrowego domu może stać się obsesja. Rodzina staje się nadmiernie czujna i zbyt skoncentrowana na osobie uzależnionej. Taką obsesję stanowi nawracająca, uparta myśl, czy impuls, który jest niechciany i niepokojący. Przychodzi na myśl odruchowo, pomimo wysiłków, żeby go zignorować, czy stłumić. Rodziny mogą żyć w ciągłej gotowości, obserwując każde skinienie głowy albo bełkotliwą mowę, żeby ocenić trzeźwość swojego bliskiego.

Dom ma być naszym azylem. Miejscem, gdzie czujemy się bezpiecznie, gdzie możemy wreszcie usiąść wygodnie, zrobić głęboki wdech i zrelaksować się po całym dniu. Innymi słowy – zrzucić problemy z barków i naładować akumulatory. Lecz gdy w naszym domu mieszka osoba uzależniona, nie jest to bezpieczne miejsce. Zamiast relaksować się, jesteś napięty. Stąpasz po kruchym lodzie, starając się uniknąć konfliktu. Kiedy nie wstrzymujesz oddechu, to pewnie chowasz cenne rzeczy, zakładasz zamki na szafki z lekami i ukrywasz klucze.

Nikt nie chce tak żyć. Instynktownie, rodzic chce chronić swoje dziecko. Ale uzależnienie jest zdradliwe. Jest też przebiegłe, zaskakujące i mocne. Większość rodziców i współmałżonków osób nadużywających substancji psychoaktywnych myślało, żeby zażądać od uzależnionego, żeby się wyprowadził. Niektórzy nawet to zrobili. Jednakże, zwykle narkoman nie odchodzi na dobre. Zwykle jest w relacji z rodziną na zasadzie „obrotowych drzwi”. Tak dzieje się z powodu strachu.

Lęk numer jeden, o jakim słyszę od rodziców dorosłych, uzależnionych dzieci jest następujący; boją się, że jeśli powiedzą dziecku żeby się wyprowadziło, zdenerwują je do tego stopnia, że zaćpa i umrze. Tu rodzice wcale nie dramatyzują. Ich lęk ma podstawy. Wyprowadzenie się narkomana z domu może być katalizatorem przedawkowania. Ale teraz powiedzmy sobie – jest to równie prawdopodobne, że przedawkuje w domu, albo u kolegi, albo w samochodzie, czy w publicznej ubikacji. Albo, bądźmy szczerzy – w jakimkolwiek innym miejscu.

Jeżeli kiedykolwiek szukaliście profesjonalnej pomocy, czy chodziliście na spotkania grupy wsparcia, z pewnością słyszeliście określenie „twarda miłość”. Twarda miłość to adekwatna nazwa. Jest twarda! Ale nie dlatego, że jest zimna, czy wredna. Twarda miłość jest trudna, ponieważ mówienie „nie” i ustalanie granic nie jest łatwą rzeczą. Osoby uzależnione nie lubią słowa „nie”. Mogą zachowywać się fatalnie, jeśli je usłyszą. Mogą cię niszczyć. Łatwiej jest poddać się i dać im to, czego chcą , niż powiedzieć „nie”. Innym spojrzeniem na takie zachowanie jest stwierdzenie, że uzależnieni zachowują się fatalnie, bo to działa.

Bez stawiania granic, jesteś marionetką dla tej choroby. Zdrowe granice to fizyczne i psychiczne limity, które ustanawiasz, żeby chronić się przed manipulacją, nadużyciem, czy przemocą ze strony innych (łącznie z członkami rodziny). Granice są elastyczne w takim sensie, że są ruchome w zależności od twoich potrzeb. Granice to nie mury. Nie mają być sztywne. Zdrowe granice uczą ludzi, jak mają cię traktować. Mówią też otoczeniu, co dla ciebie jest OK., a co już nie. Granice stanowią o twojej odpowiedzialności za twoje czyny i emocje a nie o twojej odpowiedzialności za czyny i emocje innych.

Najtrudniejsza część twardej miłości, to nauczenie się jak być dla uzależnionego, jednocześnie nie umożliwiając mu ćpania. Twarda miłość nie jest aktem nienawiści, czy okrucieństwa. Wręcz przeciwnie. Twarda miłość jest aktem miłości. Zaprasza uzależnionego do powrotu do rzeczywistości. Jeśli jesteś cały czas na haju, świat chowa się za ciepłą, mglistą poświatą. Jakbyś żył w środku chemicznej bańki ze swoim ulubionym pocieszycielem smutków. Twarda miłość tłucze tę bańkę za pomocą prawdy, granic i faktów. Bez ponoszenia konsekwencji, uzależniony może swobodnie skupić całą swoją uwagę na ćpaniu i stawaniu się coraz bardziej chorym.
Twarda miłość uratowała mi życie. Mój partner zajął wreszcie stanowisko. Po wielu latach mojej manipulacji, nasz chory taniec dobiegł końca. Odszedł ode mnie, zostawiając mnie wobec wyboru. On, albo narkotyki. Nie mogłam mieć obu. Miałam szczęście. Nikt już w moim życiu nie mógł umożliwić mi ćpania. Ani jedna osoba. Nie byłam w stanie utrzymać pracy. Nie miałam pieniędzy i byłam bezdomna. Wobec braku możliwości, potrzebując pomocy medycznej – wybrałam ośrodek.

W uzależnionych relacjach nie ma wiele przestrzeni dla kompromisu.
Jesteś albo częścią problemu, albo częścią rozwiązania.
Jedno jest pewne – to, na co pozwolisz, będzie trwało.


Lorelie Rozzano - oryginalny post
(tłumaczenie i adaptacja Ewa Karolczak-Wawrzała)


Komentarze